Igrzyska od Bałtyku, aż po gór szczyty. Wizyta w dystrykcie Kielce
Ostatnio wstrząsnęła mną pewna historia.
Jej fabuła i to, co dzieje się obecnie w Polsce, kojarzy mi się, z filmem (i książką Suzanne Collins pt. „Igrzyska Śmierci”).
Żyjemy w świecie różnych dystryktów, frakcji.
Świadomie (lub nieświadomie) stajemy się trybutami, częścią „uniwersum medialnych Igrzysk”.
Każdego dnia, na niebie naszych Tv, czy też komórek, pojawiają się świetlno-dźwiękowe alerty – ile ofiar pochłonęła dyktatura Wirusa?
W akcji filmowej było to info: jaki trybut zginął owego dnia?
Zastanawiam się czasami, czy walczymy o coś więcej niż przetrwanie, przeżycie, odzyskanie dawnego życia?
***
Oto historia pani Grażyny.
7 kwietnia (wtorek)
Kielce. Pani Grażyna miała (przez 15 minut) kontakt z człowiekiem, którego 17 kwietnia zabrało pogotowie. Jakiś czas później, ten właśnie sąsiad zmarł (Covid-19). Zaraził się też mąż Pani Grażyny i żona sąsiada. Ze swoim mężem (w domu) miała kontakt przez chwilę. Od choroby sąsiada spędzała czas – sama na działce.
19 kwietnia (niedziela)
Pobrano jej wymaz i nakazano 2 dni kwarantanny (12 dni od kontaktu). Od tego dnia zaczęła się nagonka sąsiadów.
21 kwietnia (wtorek)
Koniec kwarantanny.
24 kwietnia (piątek)
Wyszła z domu na 10 minut. Podjechały dwa radiowozy i wyskoczyło 4 policjantów. Sprawdzili czy ma nakaz kwarantanny domowej. Kiedy okazało się, że nie ma, to zasugerowali jej, by nie wychodziła z domu, „bo znów będą dzwonić”.
25 kwietnia (sobota)
Policja puka do domu. Pani Grażyna w koszuli nocnej słyszy pytanie: Pani była na dworze? Sąsiedzi znów dzwonili. Niech Pani złoży skargę o nękanie za bezzasadne wezwania.
Tak też robi i mówi o tym głośno na balkonie (w czasie rozmowy telefonicznej). Wezwania policji się kończą.
Mija 6 dzień i otrzymuje wynik testu (córki sąsiada miały po 2 dniach). Wiesza go na drzwiach swego mieszkania. Wiesza go, jak klepsydrę. Na kartce dopisuje: „żyj i pozwól żyć innym”
Jakiś kolejny dzień:
Pani Grażyna robi pranie i wiesza je na balkonie. Wiesza tam rzeczy męża, w których chodził przed chorobą. Na balkon wpada nagle siatka z ziołami. Mieszkańcy kierują skargę do spółdzielni mieszkaniowej. Jest zrobiona dezynfekcja bloku, lecz do domu Pani Grażyny nikt nie przychodzi.
Obchodzą ją dookoła. Patrzą krzywo.
Prezes spółdzielni wystąpił do Sanepidu z pytaniem o status tej pani. Odpowiedzi nie dostał (RODO).
28 kwietnia (wtorek)
Dzwoni pani z Sanepidu: Potrzebujemy zrobić kolejny test ze względu na pani męża.
Wyliczyli, że nie musi mieć kolejnej kwarantanny. Kazali siedzieć w domu i czekać na wymaz. Wymaz miał być pobrany do 1 maja!
4 maja
Wymazu ani widu, ani słychu.
Nie da się dodzwonić do Sanepidu.
Pani piszę cztery maile (do różnych instancji).
Odpowiedzi zero!
Nagle dzwoni inna pani z Sanepidu (nie przedstawia się). Mówi, że „pani jest wytypowana do testu”!
Wow!
Czekanie. Kres wytrzymałości psychicznej.
Mówi o sobie, że jest starsza o 10 lat i chudsza o 7 kilo.
Siedzi w domu, choć nie musi.
Nikt jej nie chce pomóc!
Zaczyna się bać, że zrobią z nią to samo, co na osiedlu „Bocianek”.
Starszy pan kaszlał. Zamurowali mu drzwi.
U Pani Grażyny jeszcze się otwierają, ale czuję się bezsilna i trędowata.
Nie wiem jak zakończyła się ta historia…
***
Co jest nie tak z nami? Z naszym krajem…
Nie mieści mi się to w głowie, w sercu, w duszy!
Tak boje się fizycznej śmierci (z powodu np. Covid-19)!
Chyba jednak bardziej boję się – wirusa nienawiści, obojętności, wykluczenia!
Boję się też ludzi, którzy są „adminami” lęku i zawiści!
Ciało można (owszem) ocalić, ale w tym samym momencie – przestać „być człowiekiem”!
Można też ocalić majątek, stołek, pozycję, a zatracić swe człowieczeństwo!
Ale co tam!
Na pocieszenie:
Hip! Hip! Hura! Mamy Igrzyska!!!!
Bo z chlebem i empatią to już bywa różnie…
***
Czy słychać już głos Kosogłosa?
Czy przebije się przez wrzawę Areny??