Człowiek,  Film,  Kościół,  Miłość,  Muzyka,  Śmierć,  Wiara

Kto nie płakał, ten nie zrozumie. Recenzja filmu „Johnny”

Jestem po premierze filmu „Johnny” o ks. Janie Kaczkowskim. I może jestem sentymentalny i patetyczny, ale mam to gdzieś! Jeszcze mam łzy w oczach.

Przyznam, że przez 3/4 filmu moja gęba miała kształt banana, a przy tym non stop „spocone oczy”. Takie dobre były te łzy. Było mi z nimi o.k!

Miałem do postaci ks.Jana duży szacunek i sentyment, a rola Dawida Ogrodnika sprawiła, że Jan dosłownie ożył w pełnym wymiarze ekranu.

Najprostsze nutki życiowych prawd okazują się wybrzmiewać największą symfonią, gdy płyną z serca do serca. I tak też rozumiem intencje twórców filmu tzn. ku pokrzepieniu serc (!) Tak więc warto zatem warto wybaczyć, te troszkę ckliwe nutki i ej…po prostu pozwolić sobie na chwilę mądrego wzruszenia. Bo wbrew pozorom nie ma tu cukrowej duchowej waty. Jest za to solidna łyżka dziegciu, tam gdzie życie daje solidny łomot ludziom, z krwi i kości.

Puenta filmu dla mnie jest chyba taka, że nie ma co kombinować jak koń pod górkę.
Bo faktycznie warto kochać, bo jest cholernie później niż nam się zdaję. I warto żyć pełną petardą!

Jan jest takim obrazem Kościoła, za jakim tęsknię, który zbyt rzadko niestety spotykam. Gdzie można wciąż spotkać „wyobraźnie miłosierdzia”. Johnny, którego ledwo co wyświęcono i obawiano się, że ośmieszy kapłaństwo pokazał wszystko to, co jest sensem tego sakramentu! Owszem i dzięki Bogu jechał po bandzie. Kuśtykał w swych okularach „musztardówkach” po peryferiach, jak Jego wzór z Nazaretu.

I co widać – zdecydowanie rozumiał całe lata świetlne więcej, z Ewangelii, i tajemnicy ludzkich serc, niż Jego ówczesny przełożony. Co smutne!

Był kolorowym i wolnym ptakiem, któremu nawet glejak nie przeszkodził latać wysoko.

Wysoko to nie znaczy, że mamy tu jakąś apoteozę katolickiego onkocelebryty, któremu lepiej nie ufać nawet 6 lat po jego śmierci, bo a nóż widelec coś zgniłego wypadnie, z jego kościelnego CV. Jan nie cierpiał zgnilizny hipokryzji, a co za tym idzie sam nie udawał Jamesa Bonda katolicyzmu.

W bukiecie swych czynów miał sporo ciekawych kwiatków. Na szczęście nie sztucznie plastikowych. Nie „upstrokaconych” kolorowymi pazłotkami taniego moralizatorstwa.

Nie był „kościółkowy”, a zarazem był jasny i przejrzysty w wierności – Tym wartościom, w które głęboko wierzył.
Płakał, śmiał się i klął. Był przy blisko 2000 ludzkich śmierci (hospicjum w Pucku).
Świetne są fragmenty z Woodstocku, z gościnnym udziałem Jurka Owsiaka.

Stąpał po niepewnych gruntach, na których wbrew pozorom nawet aniołowie nie wstydzą się i nie gorszą przycupnąć…

***

Dziękuję Jan za piękny i dobry wieczór.
Do zobaczenia, mam nadzieję…


***
PS

Genialne momenty muzyki Dawida Karpiuka, Dawida Podsiadło, wow też Chór Music Everywhere (co za niespodzianka).
No i fantastyczna rola Piotra Trojana.

Rockowa dusza. Studiowałem m.in. teologię czy psychologię kliniczną. Nauczyciel od 2006 roku. Ciekawy świata i ludzi. Troszkę romantyk starej daty:) Uwielbiam zespoły Depeche Mode, Coma, Anathema. Również kino, smak kawy, twórczość J.R.R. Tolkiena oraz C.S. Lewisa. Przygoda z blogiem trwa od 16.07.2019 roku.

Jeden komentarz

  • Agnieszka

    Serdecznie pozdrawiam na wstępie. Agnieszka z Elbląga (wspólna parafia św. Wojciecha).

    Film świetny! Czułam się podobnie jak Ty. Choć przyznam szczerze,że postać księdza gdzieś mi się obiła o uszy tylko… I to zaraz przed jego śmiercią …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.