Kawiarnia, ocean i mój patron z Tarsu
Kiedyś siedziałem w kawiarni (w moim kochanym Gdańsku) i trawiłem treści obejrzanego filmu – o moim słynnym imienniku: „Paweł apostoł Chrystusa” (reżyseria Andrew Hyatt, 2018).
Kawa o metafizycznym smaku + wzruszenie po filmie i przyszedł mi taki obraz w duszy – jak to jest z tym naszym życiem:)
Wchodzisz do oceanu i tupiesz sobie i drepczesz swymi arcyważnymi stópkami. Czasami ciągle w miejscu, a często jak w jakimś chocholim zapętleniu. Nabierasz łapczywie (raz za raz) w dłoń wody – ale jakbyś jej nie nabrał – to przecież przecieka i ucieka (prędzej czy później).
I tak skupiasz się na tym swoim kawałku oceanu (no bo MÓJ jest ten kawałek…), że aż gubisz spojrzenie – SZERZEJ, DALEJ, GŁĘBIEJ.
Dla mnie to opcja – poza horyzont życia i śmierci. A „krople czasu” przeciekają między palcami. To krople naszej morderczej walki: o wpływy i władzę; o zdrowie; o znajomości i układy; o kasę; o wyższość jedynie słusznych „mojsza racja” (wciąż upadających partii i królestw i imperiów tzw. „wielkich”).
Przepływa i ucieka to wszystko – wraz z kolejnymi falami czasu. Ale nagle uświadamiasz sobie, że nie żyjesz JEDYNIE dla tych 50, czy 70, czy 90 uciekających „kropli lat życia”.
Krople życia. Krople: łez wzruszenia, potu pracy, krwi, i te w kroplówce. Krople miłosnych uniesień, krople majowego deszczu. Wszystkie one są bardzo ważne! Wierzę jednak, że tuż OBOK (choćby w ciszy i pokoju serca) jest – JUŻ – niewyczerpany i nieskończony Ocean Bożej Miłości.
I że nie muszę się już tak cholernie bać – tej każdej uronionej kropli, która znów po kolejnej bezsennej nocy uciekła (a próbowałem ją zachłannie zatrzymać, a próbowałem nocami ratować swój i czyjeś światy).
Z tego Oceanu będę mógł czerpać – ZAWSZE – i nie tylko po śmierci…
To odkrycie dzięki Pawłowi z Tarsu, że już TERAZ mogę – przez przebaczenie, przez sakramenty, przez trwanie w ciszy z Nim, przez łapanie słońca w twarz na spacerze, przez smak kawy z przyjaciółmi, przez rowerowe niedzielne szlaki.
Paweł nie oddał życia w Rzymie za fikcję, w którą nie wierzył! Wierzę razem z mym patronem (i w życiu i w mej śmierci), że – TAM gdzie JEST – Bóg Miłości, że TAM już nic nie ucieka między palcami i nie przepada bezpowrotnie. On ocali nawet smak truskawki. Już nie mogę się doczekać tych truskawek od Boskiego Ogrodnika.
Ocali nasze roztrwonione miłości. I każda kropla łez będzie TAM otarta.
Ja chce wieczny karnet – na kąpiel w tym Oceanie!
Póki co muszę powrócić do tej kawiarni. Nie lokuje jej nazwy. Znam jej nazwę ale nie zdradzę (blisko ojców dominikanów:)
Kawa jest zazwyczaj płodna metafizycznie:)