Wspomnienia z Ziemi Świętej – 2. Zacheusz
Jerycho pokazało mi emocjonalną figę!
Również przy słynnym figowcu (czyli sykomorze Zacheusza).
Smak fig, które były sprzedawane na parkingu (przy TYM drzewie), jakoś tam pamiętam. Lecz po tej wizycie w Jerycho miałem jakiś niedosyt.
Może czasami nasze OCZEKIWANIA są blokadą – do spotkania z TYM, CO JEST nam dane.
Być może również – z TYM, KTÓRY JEST nam dany (jako Słowo Wcielone).
Fakt, że byłem tam krótko i też zbyt wiele nie widziałem.
Jednakże, to co widziałem, to w sumie jakoś takie – szału ni ma.
Takie jakieś bez tego duchowego WOW (jak np. góra Tabor).
I jeszcze kurde jakieś drzewo, które nawet nie jest TYM drzewem.
O panoramie na Górę Kuszenia – w innym odcinku blogu (i uwaga też taki spoiler: góra jak to góra).
Może czasami – w tym żenującym malutkim wow – jest ukryte TO – co BYŁO (JEST) największym DAREM.
Miał rację mój przyjaciel (nasz pilot Tomasz), że „po powrocie dopiero zaczyna się pielgrzymka”. Wujek, dziękuje?
Miejscowy Arab wskazał nam najstarszą sykomorę.
Nie mogę sobie przypomnieć, ani znaleźć info: ile ma lat? Jest to jednak pomnik przyrody. Jest ogrodzony metalowym płotem.
Zbliżamy się więc do sykomory, która OPOWIADA o spotkaniu celnika Zacheusza z Jezusem.
I tu klops. Piękne drzewo, ale pewnie równie dobrze dąb Bartek w Kadynach (681 lat) mógłby bardziej zachwycić.
Dodatkowo niezbyt mogłem się skupić.
Wokół milion ofert kupna, a to fig z tego drzewa, a to świętych obrazków i co tam jeszcze komu niezbędne do „niezbędnika pielgrzyma”.
Próbuje się jakoś wymiksować (tak na kilka metrów), by pomyśleć choć chwilę. Zamknąć na sekundę oczy, otworzyć i „popatrzeć sercem”.
Fotki już są. Teraz „fotografia serca”.
Drugi klops: to nie jest TO drzewo!
Tam gdzie rosła TA WŁAŚNIE sykomora – jest teraz prawosławny monaster Świętego Proroka Elizeusza.
Nie ma to jednak znaczenia!
ON tu BYŁ, tak historycznie, tak bardzo realnie.
WCIĄŻ chodzi tymi ulicami. Drzewo, które oglądamy daje jednak bardzo realne wyobrażenie, jak ta ewangeliczna scena wyglądała w rzeczywistości.
Mały up-date TEJ historii. Po primo: Jaki jest zawód bohatera tej opowieści?
Był celnikiem! Biblijni celnicy to telones. To słowo pochodzi od greckiego terminu: telos – podatek, cło.
Pada moje pierwsze skojarzenie (bo myślałem kiedyś, że ściągali tylko opłaty celne). Pobierali WSZELKIE świadczenia, które były należne władzom. Byli najemcami, takimi w pełni „umoczonymi” w uzależnienie od Rzymu. Różnorodność opłat, które pobierali sprzyjała nadużyciom i samowoli. Celnicy wymuszali zawyżone należności – na SWOICH rodakach. Ależ można sobie pojechać po nich: zdrajcy, kolaboranci na usługach rzymskiej okupacji, słudzy pogan.
Pliniusz Starszy, mówiąc o ich nieuczciwej działalności, zalicza ich do obywateli trzeciej kategorii.
A ten Zacheusz to dopiero niezłe ziółko, bo był ich SZEFEM. Więc mamy sytuację klarownie biało-czarną. Jerycho znajduje się 276 metrów pod poziomem morza, a pogarda i obrzydzenie wobec tego człowieka sięgała – znacznie głębiej.
Co znaczy imię TEGOŻ Zacheusza?
Otóż istnieją dwie etymologie: zakkai („czysty”, „niewinny”) oraz zecharja („Bóg pamięta”). Toć to kpina Panie Dziejku, bo wszystko w tym człowieku zupełnie temu przeczy. Koleś normalnie wypisz wymaluj – z piosenki Pidżama Porno: „Brudna forsa”. A taki to (sorry) nie jest zakkai – CZYSTYM. Jego fach oraz słowo „grzesznik” stały się z czasem synonimem.
Bóg nie może PAMIĘTAĆ – zecharja, o kimś takim.
W jakim mieście dzieje się TA historia?
Według archeologii to najstarsze miasto świata (ma około 11 tysięcy lat). Było burzone i odbudowywane X razy. To zimowa miejscówka Heroda (i wielu innych celebrytów). Tu była m.in. stacja celna, która kontrolowała import „pachnących” wonności z Arabii.
Zapach TAJEMNICY tego miasta powraca do mego życia, LECZ z perspektywy roku czasu – od mojej pielgrzymki.
Co ciekawe pierwotna nazwa YEREHA – oznacza „perfumy”. TU też kwitła lukratywna gałąź – bardzo ekskluzywnej prostytucji. A to (myślę sobie) jest dość ważna informacja, aby zrozumieć kontekst spotkania Jezusa z Zacheuszem.
W czasach Jozuego (hebr. Jeszua – Bóg zbawia), jedyną ocalałą była prostytutka Rachab oraz jej rodzina (Joz 6,25; Mt 1,5).
Jozue OCALA dokładnie: pra-pra-prababcię króla Dawida.
Czy Jezus (również Jeszua – to samo imię) myślał o Rachab – swej pra..pra..pra..pra…itd… -babci, kiedy wkraczał do tego miasta (m.in. po to, by OCALIĆ celnika Zacheusza)?
Czyż nie jest to jakaś klamra dla słów Jezusa: „ZAPEWNIAM WAS: Celnicy i nierządnice wejdą przed WAMI do królestwa Bożego”! (Mt 21,31).
Te słowa wypowiada Jezus – w ŚWIĄTYNI – do kapłanów i starszych ludu (Mt 21, 23).
Powinno nas to zdrowo zaniepokoić! NAS przekonanych (tak często), kto ma TAM wejściówki, a kto też nie!
Co się dzieje? Akcja, kamera:
Oto widzimy Szanownego Pana Dyrektora, z Urzędu Celnego, z pewnego niezbyt „pachnącego” miasta. Biegnie jak kibic, który chce zdobyć podpis Lewego. Jak chłopak (rocznik 1979) – napalony na szaber czereśni (tak było?). To był człowiek serio znienawidzony. Wzbudzał strach, hejt, bezsilną wściekłość. A teraz sam wystawia się na istny kabaret. Świeci portkami, a może nie tylko tym. Oszołom jakiś! Nie zwraca na to jednak kompletnie uwagi.
Rozbiera się do naga – ze swej roli społecznej.
Wystawia się na „pożarcie” TYCH sprawiedliwych oczu.
Chrzanić safe-zone, oraz stateczne maski społeczne.
Liczy się jego bezczelne PRAGNIENIE – zobaczyć TEGO słynnego Jezusa (kto to JEST?)
„Hello Panie Zacheusz, żeś Pan na to nie ZASŁUŻYŁ, by GO zobaczyć!”; „A TEN grzesznik to patrzta ludziska – umościł się na sykomorze, jak sroka w sroczym kurorcie”; „Panie złodziej nie świeć pan dupskiem z drzewa, won do domu”; „Doi z nas kasę złodziej jeden i zanosi w pysku okupantom”; „Zachciało mu się tu coming-outów religijnych na drzewie”
– Nie rozumieją, że BLISKO już JEST TEN, który umrze za nich i za Zacheusza – NA RÓWNI.
„Zacheuszu hallo tu Ziemia, zejdź NA ZIEMIĘ! Gdzie się gapisz? Gdybyś siebie TERAZ widział, swe wybałuszone jak dziecko oczy! Wyglądasz bardzo NIESTATECZNIE, bardzo mało profesjonalnie”
– stoję w tłumię i patrzę z Tobą Zacheuszu, co też się wydarzy.
Co ważne to nie był jednorazowy impuls, w przeciwieństwie do mych planów nawrócenia (np. po spotkaniu z ks. Bashobora). Mi się najczęściej odechciewa, aż do następnych rekolekcji z ojcem Szustakiem. Forma gramatyczna czasownika ezetei (szukał, starał się) wskazuje, że Zacheusz nie działał tak tylko impulsowo. Jest w tym czasowniku jakaś upartość, cierpliwa nieustępliwość. To było w nim już od jakiegoś czasu.
A teraz przedziera się przez tłum TYCH DOBRYCH.
Przedziera się przez zasieki swego wstydu. Widzi oczy tych, których oszukał. Jako duchowy i fizyczny kurdupel nie miał szans.
Lecz ma w sercu, jakieś może nie DO KOŃCA zrozumiane (przez samego siebie) PRAGNIENIE. Contra są same trudności: wzrost, duchowa kondycja (swego skorumpowania), zły obraz samego siebie, wrogość ludzi.
Zacheusz pokonuje tamę nienawiści (coraz mniej dziwię się TYM, którzy nie mogą, nie potrafią i nie chcą już jej pokonać). I odchodzą smutni, odepchnięci. Lub krzywdzą swą krzywdą. Błędne koło.
A Zacheusz? Mimo zapewne mega kompleksu swego wzrostu i swojego „niezbyt katolickiego CV” szuka Jezusa. Nawet na pobożnego Żyda się nie nadawał! Ktoś powie, że może chciał TYLKO – zaspokoić CIEKAWOŚĆ! Dla mnie to AŻ. Wierzę, że zazwyczaj POD NIĄ jest GŁĘBIEJ tęsknota. „Z pestki pragnień zakwita sad” – śpiewa Anita Lipnicka (w przepięknym utworze „Ptasiek”).
Ok zobaczmy teraz z bliska – bliższe miejsce AKCJI.
Streszczam i parafrazuje tu informację z tekstów: https://kosciol.wiara.pl/doc/492173.Jerycho-najstarsze-miasto-swiata/2
oraz https://ttg.com.pl/sykomora-odkrywamy-biblijnego-figowca/.
To figowiec sykomora (Ficus sycomorus).
Drzewo znane już 7000 lat przed Chrystusem. Osiąga od 8 do 20 metrów. Kulista lub też parasolowata korona może mieć nawet 10 metrów średnicy. Zostały sprowadzone do Palestyny (z Etiopii i Sudanu). Problem w tym, że w Palestynie nie występuje pewna malutka osa, która jest niezbędna do zapylenia jej kwiatów (rosnących do WEWNĄTRZ). Jest wówczas bezpłodna. By rosnąć i dojrzeć, musiały być uprzednio przekłute lub nacięte. Bez tego bolesnego nacięcia owoce mają cierpki smak. Bez wspomnianej już osy owoce były malutkie (2cm) i bez szans na więcej. Nacięcie powodowało intensywne wydzielanie etylenu, który stymulował dojrzewanie, oraz wywoływał rozrastanie się owocu (nacięty owoc w ciągu trzech dni powiększał się dziesięciokrotnie). Drzewo wykorzystuje również zdolność do odradzania się z fragmentu pędu, pnia odłamanego lub korzenia (nawet po zasypaniu piaskiem). Pień – gdy się go mocno przycina, również łatwo się rozgałęzia. Z powyższą kwestią ściśle łączy się w Biblii postać proroka Amosa (Am 7,14), który był: pielęgniarzem – dozorcą – nacinaczem sykomor.
Po co tyle biologii?
W jednej z największych depresji świata, na bezowocnym i przeklętym (przez obserwatorów Zacheusza) drzewie siedzi – można by rzec beznadziejny, bezowocny przypadek.
Facet nie jest u siebie, jak to drzewo.
Ale okazuje się, że siedzi na drzewie ODRODZENIA.
Sykomora to sziqma (odnowienie, odrodzenie, resocjalizacja), a spokrewnione sziqum – odmłodzenie.
Hebrajska nazwa mówi o tej cesze sykomory, o jej ogromnej żywotności. Dzikie odmiany sykomory potrafiły dać swój owoc – nawet 6 razy/rok. Nazwa tego drzewa już jest OPOWIEŚCIĄ o Zacheuszu.
Też mam tak na imię!
Co robi Jezus? Mówi: Złaź STAMTĄD prędko.
To nie ty masz BYĆ na Drzewie Grzechu! To jest moje miejsce!
Czujesz się przeklęty z powodu swych grzechów? Ja na Drzewie Krzyża biorę Twój wstyd, lęk.
Czujesz się bezowocny jak ta sykomora?
Jezus jest „błogosławionym OWOCEM z łona Maryi”.
W NIM przekleństwo zamienia się w błogosławieństwo!
Drzewo krzyża, drzewo hańby owocuje DO DZISIAJ.
Jest drzewem miłości i przebaczenia! Nie jest przeciw NIKOMU!
Jak napisał ostatnio ks. Tomasz Szałanda: „Łatwiej jest z krzyżem wejść na barykady, niż na nim umrzeć z miłości za wszystkich”.
Jak patrzy Jezus na Zacheusza?
To jest odkrycie dzięki o. Szustakowi. Jak czytamy: „spojrzał w górę”.
Niby takie banalne i oczywiste: bo jak miał niby spojrzeć stojąc pod drzewem?
Miłosierdzie, czy głoszenie Prawdy nigdy nie jest Z GÓRY.
Przynajmniej te w stylu Jezusa.
Gdy Jezus chce WYBAWIAĆ robi to pokornie, bez wynoszenia się.
Nie staję pobłażliwie i z litością – to ja ciebie teraz nawrócę.
A jak my to robimy?
O tym jest cała książka. Genialna. Ksiądz Tomáš Halík to taki „czeski Tischner”. Poniższe refleksie pochodzą – z najlepszej europejskiej książki teologicznej roku 2011: „Cierpliwość wobec Boga. Spotkania wiary z niewiarą”.
Kilka refleksji z tej książki, gdzie jest cały rozdział o Zacheuszach.
Nasze drzewa są pełne Zacheuszów. Bo może ktoś nie chciał, a może już nie mógł wmieszać się w NASZ tłum wiernych. Tak łatwo pomyśleć, że ktoś jest obojętny lub wrogo nastawiony. Zacheusze – poszukują. Są pełni ciekawości. Chcą zachować dystans i obserwować z lotu. Tyle w nich się dzieje. Mix pytań, oczekiwań, ciekawości, nieśmiałości, wyuczonego poczucia winy. Czują swą „niestosowność”. Inni idą na marsze – marsze entuzjazmu, marsze gniewu. Zacheusz XXI wieku wciąż instynktownie szuka miejscówki, w gałęziach sykomory. Zacheusze są w stanie porzucić ten stan, gdy ktoś „przemówi do nich po imieniu”. Nie przemówisz jednak do niego, póki jest dla Ciebie kimś totalnie WROGIM. Jeśli nim pogardzasz i brzydzisz się tym, co w jego sercu. Za mało w nas „rozumiejącej bliskości”. Miejsca „na obrzeżach” nie są bez przyczyny. Zacheusze nie chcą przegapić TEGO CO WAŻNE. Lecz swą duchową tęsknotę zakrywają liśćmi – społecznego wstydu (wobec siebie i innych). Przybliżyć się do nich może ktoś, kto był i trochę jest nadal Zacheuszem.
Zrobił to też TEN, który zamienił się na miejsca z Zacheuszem. Umarł na drzewie krzyża, by ten znów mógł OWOCOWAĆ.
Ksiądz Tomasz opowiada, że na stacji praskiego metra był napis: „Jezus jest odpowiedzią!”. Pewnie ktoś wracał rozentuzjazmowany z eventu religijnego i ciepnął taki napis. Ktoś INNY dopisał: „Ale jakie było pytanie?”.
W tym miejscu przywołany jest filozof Eric Voegelin, który uważał, że mega problem chrześcijan nie jest taki, że nie znają odpowiedzi, ale że zapomnieli o pytaniach, ku którym te odpowiedzi zmierzały.
Odpowiedzi bez pytań – to jakby drzewa bez korzeni.
Bo można komuś rzucić w twarz odpowiedzią jakiejś prawdy chrześcijańskiej (nawet z ambony), jak martwą gałęzią.
Tworząc miejsce gdzie nie zagnieżdżą się żadne ptaki.
I najtrudniejsze: co jeśli jestem taką sykomorą?
Pozwolić się zranić?
Zaszczepić Jego miłością, by owocować?
Bolą jak jasna cholera – szczególnie te osądy innych. Czy te nacięcia, to zwiastun nowej tożsamości?
Czy małość, która nie broni się przed prawdą o sobie, staje się WIELKOŚCIĄ (w sensie kochać…jak siebie samego)?
Jak przełknąć swe deficyty – te prawdziwe i wydumane?
Jak znów uwierzyć w Spotkanie z Kimś, kto nas tak szybko nie osądza i nie odrzuca?
Za mały, za duży, za często, za rzadko, za liberał, za konserwatywny, za mało się stara, za dużo się stara.
Boski Ogrodniku – nacinaj we mnie to, co faktycznie przeszkadza we właściwym mym wzroście.
A reszta niech TAM sobie gadają. Będą szemrać.
Bo gdy Jezus poszedł do domu Zacheusza – fabryka ludzkich języków w Jerycho – była jak gigantyczny kombinat łopat.
„Ich język lata, wciąż lata jak łopata” – śpiewała kiedyś Kayah.
Święty Zacheuszu módl się dla mnie proszę – o upartość wspinania na zranione drzewo mej sykomory!
P.S
https://www.deon.pl/161/art,2120,ks-tom-halk-lubie-zacheuszow.html
ks. Tomáš Halík:
„Jezus przemienił życie Zacheusza, ponieważ dał mu do zrozumienia, że go zna, że uważa go za swego bliźniego i że chce być blisko niego (…) Być może w dzisiejszych czasach najskuteczniej zaoferujemy Chrystusową bliskość wtedy, gdy sami, jako Jego uczniowie, staniemy się szukającymi wśród szukających i pytającymi wśród pytających. Tych, którzy głoszą, że już doszli do celu, i proponują gotowe, często jednak uproszczone odpowiedzi, jest nadmiar – niestety, są wśród nich także tacy, którzy powołują się na imię Jezusa. Być może Zacheuszom naszych czasów przybliżymy Jezusa przez to, że staniemy się im bliscy na sposób Jezusowy, kiedy „wychylać się będą zza korony drzewa”.