-
Pocztówka z Tajlandii. Coś więcej niż jajecznica.
Po moich myślach krąży widok ze zdjęcia, które (kilka dni temu) zrobił mój przyjaciel (w Tajlandii). Jakiś – pewnie buddyjski mnich – idzie brzegiem – jakiegoś akwenu wodnego. No to będzie nuda. Co to za temat? Dziękuje Madzia za pomysł tego wpisu, bo myślę, że we mnie, dotyka fundamentalnych spraw. Pytanie: „SKĄD i DOKĄD (tego dnia) zmierzał ten mnich?” – frapuje mnie bardziej, niż sezon ogórkowy w polskiej polityce. Kiedyś potrzebowałem wiecznego WOW i taki temat byłby dla mnie nudny. Za mało w nim „mięsa”. Za mało skrajnych ludzkich amplitud: raj-piekło. Teraz lubię coraz bardziej – Tajemnicę ukrytą, w zwyczajności, w drodze do pracy. Muszę się przyznać, że to pytanie:…
-
Być jak langusta! Czy odbija mi palma?
Palma przypomina mi o wielu ważnych sprawach. Jej widok to dla mnie – swoisty duchowy up date. W Psalmie 92 można przeczytać piękne zdanie: „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma”. W rozumieniu hebrajskim sprawiedliwym jest ten, kto pełni wolę Bożą. Czemu jednak palma? Nie mogłaby być róża, czy też klasyczny goździk? Jak to mawia ojciec Szustak: „Otóż….” Więc – otóż: palmy w Izraelu mają taką właściwość, że podeptane wydzielają piękną woń. Im bardziej są zmiażdżone, tym cudowniej pachną. Chrystus – ubiczowany, umęczony i zmasakrowany na krzyżu – jest jak ta roślina. Roztacza niezwykły zapach – zapowiedź kojącej woni zmartwychwstania. My w kościele lubimy (zbyt często) zapach – triumfalizmu, układów, mesjanizmów polityczno-religijnych. Czasami…
-
O kuzynie, który był (jest) Barankiem
„Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1, 29) – to słowa Jana Chrzciciela. To naprawdę niezły hardcore, żeby powiedzieć takie słowa, o swoim – sześć miesięcy młodszym kuzynie – Jezusie. Dokładnie takie słowa wypowiada kapłan (na każdej Mszy Świętej), tuż przed Komunią Świętą. Cóż z tego, że powyższe słowa – wpadają do mych małżowin usznych, a nawet logują się na twardym dysku „teologicznego mózgu”? Najdłuższa droga – z głowy – do serca! Czy ta radosna informacja krąży w mym krwiobiegu wiary? Codzienny zator, miażdżyca sensu. Ogromny traffic w sercu. Słowo Boże wciąż nie staję się Ciałem – w mych myślach, słowach, czynach. Nie dotarło jeszcze do królestwa serca,…
-
The Beatles, James Bond i decyzja Maryi
Czterdzieści dziewięć lat temu (6.03.1970) – ukazał się ostatni singiel The Beatles (wydany przed rozpadem zespołu). Utwór: „LET IT BE” – został przez magazyn Rolling Stone – umieszczony na 20 miejscu – listy 500 utworów wszechczasów. Przez lata, tak wiele osób interpretowało postać z piosenki, jako Matkę Jezusa. Paul przyznał swemu biografowi: „Słowa Maria Matka czynią z utworu na poły religijną piosenkę i nie mam nic przeciwko takiemu odczytaniu. Jestem szczęśliwy, jeśli ludzie chcą w taki sposób umocnić swoją wiarę. Osobiście nie mam nic przeciwko temu. Myślę, że wspaniale jest wierzyć, szczególnie w świecie, w którym przyszło nam żyć obecnie”. Prawda była o wiele bardziej dosłowna. Możemy o tym przeczytać,…
-
O kogutach, Scorsese i milczeniu
Ostatnio obejrzałem (po raz kolejny) film Martina Scorsese – „Milczenie”. To film tak „pięknie i ozdrawiająco niewygodny”. Zarówno dla: teistów (wszelkiej odmiany), ateistów i agnostyków. Uwielbiam filmy które „uwierają” w mej duszy, jak kamyk w bucie. Nie dają łatwych rozwiązań i gotowych odpowiedzi. To film o jezuitach, ale ja – odkrywam siebie w „lustrach” wszystkich bohaterów. Ojciec Kramer opowiadał (gdzieś, w okolicach premiery filmu), że ten film jest jak skalpel, jak operacja na otwartym sercu. Tak w istocie jest! To wielka szansa, by poświęcić – 2h i 40 minut, na swoistą medytację nad człowieczeństwem (we wszystkich jego barwach). Jeśli myślisz, że chrześcijaństwo – to marketingowo sprawna ściema (tak, by wygodnie…
-
5 kamyków w Goliata śmierci
Z wielkim bólem, przyjąłem do mej świadomości, fakt śmierci Dawida! Miał tylko 5 lat. Kiedy miałem 5 lat, starsi chłopcy mieli już zapewne – swoje pierwsze proce. Czy strzelałem z takiej? Nie pamiętam. Wiem, że tak jak reszta chłopców chciałem walczyć ze złem – być jak Rocky, czy Atreyu z Niekończącej się Opowieści. Potem ja (przyszły pan katecheta) – zamiast walczyć ze złem, wlazłem do klasy (po piorunochronie), by podłożyć pani katechetce pinezkę na jej krzesło. Ta sama katechetka – opowiedziała mi (po raz pierwszy) historię – biblijnego Dawida, który miał 5 kamyków przeciwko złu Goliata („Wziął w ręce swój kij, wybrał sobie pięć gładkich kamieni ze strumienia, włożył je…
-
O czarnych dniach w moim życiu
Czarny poniedziałek, bo ja – taki przecież oświecony anty-fundamentalista (znów i znów) osądziłem i potępiłem – tych wszelakich oszołomów i fanatyków, tych religijnych, i nie-religijnych, tych z Unii, tych z Episkopatu, tych zza ściany i tych w tramwaju. W końcu znam się na tym dobrze i zawsze kogoś znajdę. Czarny wtorek, bo znów krzyczałem o miłości, wolności, demokracji – z zaciśniętymi z gniewu ustami, z kamieniem jedynej racji w dłoni. Czarna środa, bo tak wściekle walczyłem o zmiany, że już mi się kompletnie odechciało – stać się zmianą, której pragnę. Czarny czwartek, bo znów mi się poprawiło moje moralne samopoczucie, gdy z arbitralną wyższością – uśmierciłem kilka obcych mi frakcji…
-
Brudne nogi i Maryja w disco polo
Jeden z malarzy baroku – Caravaggio – namalował kontrowersyjny obraz Madonny oraz pielgrzymów z brudnymi nogami (Madonna di Loreto). Jak bliska jest mi taka postać! Matka Pielgrzymów. Stoi blisko (zaledwie jeden schodek na obrazie) od duchowej pustyni tego świata. Ma twarz: królowej, matki, przyjaciółki, doradcy i siostry – mej trudnej wiary! Co jest bardzo ciekawe – do obrazu pozowała (znana w Rzymie) kobieta lekkich obyczajów – Lena. Zakochany w niej – Mariano da Pasqualone (rzymski notariusz) o mało nie stracił głowy, z rąk Caravaggio, kiedy ten pod osłoną nocy zaatakował zazdrosnego amanta na Piazza Navona. Twarz Leny na obrazie przypomina o pięknie Maryi! O ileż (nieporównywalnie) jest Ona piękniejsza (tak…
-
O grillu racji i Wiedźminie
Na musicalu: „Wiedźmin” (w Teatrze Muzycznym w Gdyni) zostałem wizualnie, muzycznie i emocjonalnie teleportowany w uniwersum Sapkowskiego. Takie teleportacje są deficytowe i jakże (profilaktycznie) niezbędne oraz orzeźwiające dla duszy (żyjącej wśród duchowych pustyń). Jak Alantan dla umysłu – przypalonego mocno grillem polsko-polskich bitew. Te nasze (kozacko-sarmackie) ogniste debaty, przy kotlecie mielonym u Cioci Trud-zi. Trud-no żyć! Ciociu Trud-ziu, powiedz jak żyć na tym OdLud-ziu? A może by cioteczko tak przy okazji trochę naprawić świat? Przy buraczkowej pomyślimy jak „zaorać” te wszystkie buraki. Obmyślimy wewnętrzne i zewnętrzne audyty dla tych wszystkich „nieprawdziwych katolików” i tych „mniej prawdziwych” patriotów. Ufff…. Czy Sapkowski pozwoli odpocząć? Oto Geralt, który wypowiada (parafrazuje z pamięci):…
-
Kawiarnia, ocean i mój patron z Tarsu
Kiedyś siedziałem w kawiarni (w moim kochanym Gdańsku) i trawiłem treści obejrzanego filmu – o moim słynnym imienniku: „Paweł apostoł Chrystusa” (reżyseria Andrew Hyatt, 2018). Kawa o metafizycznym smaku + wzruszenie po filmie i przyszedł mi taki obraz w duszy – jak to jest z tym naszym życiem:) Wchodzisz do oceanu i tupiesz sobie i drepczesz swymi arcyważnymi stópkami. Czasami ciągle w miejscu, a często jak w jakimś chocholim zapętleniu. Nabierasz łapczywie (raz za raz) w dłoń wody – ale jakbyś jej nie nabrał – to przecież przecieka i ucieka (prędzej czy później). I tak skupiasz się na tym swoim kawałku oceanu (no bo MÓJ jest ten kawałek…), że aż …